Dzień w podróży. Opuszczamy wyspę Phuket i autokarem udajemy się do portu Donsak, a stamtąd promem na malowniczą i dziką wyspę Koh Phangan. Kupiliśmy bilet łączony na autokar+prom. Podróż potrwa cały dzień, więc wieczorem dotrzemy do naszego domku na wyspie, który znaleźliśmy przy pomocy serwisu Agoda. Na razie jednak czekają nas min. 4 godziny w tajskim autokarze z klimatyzacją na poziomie "arctic". Widoki cudne. Przejeżdżamy przez rejon, gdzie znajduje się park narodowy Khao Sok. Z okien autokaru obserwujemy też liczne uprawy palmy olejowej oraz ciężarówki wypakowane po korek zerwanymi owocami, z których zostanie wyprodukowany rakotwórczy olej palmowy. Niestety, pomimo dostępnej już teraz wiedzy medycznej o kancerogennym wpływie tej rośliny na zdrowie człowieka, uprawy są kontynuowane, a olej palmowy wciąż produkowany i sprzedawany. Po drodze zatrzymujemy się w przydrożnej jadłodajni na obiad i zauważam ok. 5-7-letnią tajską dziewczynkę, która podchodzi do każdego stolika i zagląda turystom do talerzy. Chwyta mnie mocno za serce ten widok i walczę że łzami, jednak postanawiam kupić jedzenie i dać dziewczynce. Widzę, ze na podobny pomysł wpadł turysta z Włoch, który również kupuje Tajce ciastka i soczek. Później już cały czas myślę o tej sytuacji i wielu podobnych dzieciach i smutek nie opuszcza mnie bardzo długo.
Docieramy do portu Donsak, razem z innymi busami i autokarami turystów chętnych popłynąć na Koh Samui czy Koh Phangan. Wsiadamy do promu firmy Raja, który okazuje się strasznym kopciuchem i zostawia za sobą długą czarną chmurę smogu. Jest nudno, ale niespodziewanie spotykamy sympatyczną rodzinę z Białorusi, a nasi synowie pomimo bariery językowej świetnie się bawią na promie. Po godzinie mijamy Koh Samui, gdzie byliśmy 5 lat temu. To wyspa znana z książki i filmu "Bridget Jones 2" i to właśnie tam Bridget i jej przyjaciółka Shazzer poznały na wakacjach pewnego Jade'a, który potem podrzucił Bridget do walizki narkotyki i trafiła przez to do tajskiego więzienia.
Tym razem wybraliśmy jednak Koh Phangan, gdzie również byliśmy 5 lat temu i która bardziej niż Koh Samui przypadła nam do gustu. Wyspa jest stworzona pod skuter. Bardzo zielona, mocno dzika, z licznymi wzgórzami, po których można w nieskończoność śmigać skuterem. Panuje na niej bardziej wyluzowany klimat niż na sąsiedniej Koh Samui. Nie ma tu 5-gwiazdkowych resortów ani sieciowych hoteli. Jest za to mnóstwo zapierających dech w piersiach plaż oraz znakomite targowisko ze streetfoodem w portowym miasteczku Thongsala. 2 godziny rejsu za nami, wysiadamy w porcie Thongsala. Mijamy pierwszych taksówkowych naganiaczy, idąc wgłąb miasta w poszukiwaniu lepszych cen. Szybko dobijamy targu z panią, która zgadza się zabrać nas taxi za połowę proponowanej na początku negocjacji ceny. Już pierwszego wieczora wypożyczamy skuter od właścicielki Tropical Home i śmigamy prosto do Thongsali na kolację. Ilość rodzajów sushi wręcz przytłacza. Biorę pierwszy talerzyk, po czym ekspresowo wracam po dokładkę.
Chyba nigdy już nie skuszę się na sushi w Polsce po tym, czego doświadczyły moje kubki smakowe w Thongsala. To nie Japonia, jednak Tajowie naprawdę "umieją w sushi" ;) Udaje nam się uciąć pogawędkę z Nicole, Niemką, która przyjechała na Koh Phangan w czasach covidowych i została na stałe, zakochana w wyspie. Wraz ze swoim partnerem kupili ośrodek z kilkoma domkami na wynajem i wspólnie prowadzą od 3 lat ten biznes. Zazdroszczę jej nieco, planując już po cichu emeryturę na wyspie :)
Skuter na Koh Phangan: 200 BHT/DZIEŃ